Czym jest dla mnie PAKA?
Powitaniem wiosny.
Pierwszą plenerową kawą na Rynku w miłym towarzystwie.
Inkubatorem nowych zespołów kabaretowych. (To późnym popołudniem.)
A wieczorem, możliwością obejrzenia tego co proponują “znani i uznani”.
Na tych kilka kwietniowych dni Rotunda staje się w świątynią śmiechu.
Bo jakkolwiek zmienia się moda na kabaretowe formy, to ciągle podstawowym kryterium jest umiejętność wywoływania wesołości na widowni. Stąd występujące czasem posądzenie, że artyści kabaretowi mają “śmiech na rękach”.
Lubię też jurorskie przekomarzanie się z uczestnikami konkursu, bo przecież obie strony wiedzą, że tu nikt nikogo nie przekona.
No i w końcu choć nie na końcu, PAKA to nocny posiłek u Ziyada. Celebrowany przez Gospodarza jak wigilia, tyle że z mięsną dyspensą.
Wiem, że nie należy jeść po 18.00. Ale po 2.00 już można.
Kiedy przyjeżdżam do Zamościa, Gdyni, Lublina czy Krakowa czuję, że jestem u siebie. W innych miastach niekoniecznie. Wiem co mówię. Jestem z Bytomia.